Skip to content Skip to footer

Marek Piekarczyk o buncie, muzyce i wolności

9 grudnia 2023 r wystąpił w naszym Muzeum z akustycznym koncertem Marek Piekarczyk, były wokalista zespołu TSA. Dwa lata wcześniej 10 grudnia 2021 r. podczas spotkania z młodzieżą, wspominał – czym był dla niego stan wojenny. Dziś przypominamy tą jego opowieść: o muzyce, kontestacji i wolności.. 

n

 Najważniejsza jest pamięć. Wiem, że przeszłość już nie wróci i należy żyć tylko przyszłością, ale trzeba także pamiętać, skąd jesteśmy. Trzeba pamiętać o swoich korzeniach.

n

Z zespołem TSA debiutowałem dokładnie 12 lipca 1981 r. To było w Sopocie, dla 7 tysięcy ludzi śpiewałem bluesa o Trzech zapałkach, według Jacquesa Prévert’a, w tłumaczeniu Gałczyńskiego. Była to improwizacja… to się nie zdarza na świecie. I potem jakoś poszło. Ale 13 grudnia nadszedł stan wojenny i wszystko się w jeden dzień skończyło.

n

Miałem 30 lat i jakieś pojęcie o czym chcę mówić. Byłem hipisem zawsze. Zapuściłem w 1968 r. włosy, dzisiaj je przylizałem, ale normalnie noszę rozpuszczone. One są bardzo stare i chociaż rzadsze i niewygodne – nie mam zamiaru ich zgolić do łysej pały, tak jak niektórzy. Nie po to zapuściłem w roku 68, kiedy nasi żołnierze najechali z Ruskimi na Czechosłowację. Było mi wstyd. Byłem jedynym chłopakiem w klasie, który nie należał do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, ani do ZMS-u (Związku Młodzieży Socjalistycznej) i chciałem to podkreślić – moje długie włosy kłuły w oczy. Nauczycielki potrafiły podchodzić i nawijać mi włosy na palec i ciągnąć do góry w czasie lekcji, a ja się nie mogłem odezwać.

n

Byłem już wtedy buntownikiem. Tak jak wy. Każdy ma swój własny bunt i każda epoka ma inny. Wtedy to były długie włosy i głoszenie pokoju i wolności, a przede wszystkim wolności wewnętrznej. Czyli byłem hipisem i wiedziałem jako hipis, że nikt nie posłucha o czym ja mówię w społeczeństwie, gdzie większość ludzi była zadowolona, bo uważali, że pracują. Dostawali tę jałmużnę – jakieś przydziały na samochód, na dom, mieszkanko, jakieś pensyjki. Wszyscy na wczasy jeździli, sanatoria, a ja byłem taki wyrzutek. Wędrowałem cały czas i właściwie chłopi, rolnicy dawali mi pracę, na budowach jeszcze mogłem pracować, chociaż byłem maturzystą.

n

Do czego zmierzam: nikt nie chciał słuchać, dlaczego taki jestem i nie chcę się zgodzić z tym co widzę. Ale jak zacząłem śpiewać, to zaczęli mnie słuchać. I wtedy, kiedy dostałem się jako wokalista do zespołu TSA (najlepiej brzmiący zespół, jaki słyszałem w życiu) i zacząłem z nimi śpiewać, pomimo tego, że koledzy dawali mi teksty, żeby śpiewać o kierowcach ciężarówki, o piwku, o dziewczynkach… Ja wiedziałem, że nie mogę zmarnować tego, tej potęgi przekazu. Najpierw wybierałem teksty różnych tekściarzy, które mówiły o wolności wewnętrznej, o buncie, o codzienności. A później sam zacząłem pisać. I mam do dzisiaj jeszcze kartki z pieczątkami cenzury na tych tekstach, że mam zezwolenie, żeby to śpiewać. Było coś takiego jak cenzura…

n

13 grudnia zespół TSA był bardzo popularny. Wystarczyło dać małą karteczkę, że będzie TSA i był potrójny skład publiczności w sali, albo hali. Było więcej ludzi przed halą niż w środku, bo się nie mieścili. Plakatów nie trzeba było wieszać, nie było Internetu, ale ludzie przekazywali sobie informację tzw. pocztą pantoflową. Byliśmy wtedy w długiej trasie i graliśmy przez miesiąc codziennie po 2-3 koncerty. Tyle ludzi chciało nas posłuchać.

n

Mieszkaliśmy w Lublinie, o ironio, w hotelu Victoria, i mieliśmy grać trzy koncerty w Zamościu. Wróciliśmy 12 grudnia z koncertu w Tomaszowie Lubelskim i nagle o północy zamilkły telefony. Patrzymy – mundurowi w telewizji, jakieś przemówienia. Milicja, która była po drugiej stronie ulicy jakaś zabarykadowana, jakieś flagi, jakieś dziwne odezwy… I okazało się, że musimy jechać na koncert, bo nam nie dadzą przepustki do domu. A my: ja z Bochni, a koledzy z Opola – czyli kawał drogi przez zaśnieżone, zamarznięte drogi stanu wojennego z patrolami, koksownikami, czołgami, samochodami pancernymi… Strasznie Polska wyglądała tej nocy i każdego kolejnego dnia.

n

Pojechaliśmy do Zamościa, a tam postanowili, że zrobią jeden koncert zamiast trzech, bo tyle dzieci przyszło. Oni tak mówili – że to dzieci. Małolatów, młodzieży… choć ja nie lubię tego słowa młodzież. Później urodzonych. A oni wysłali całą milicję z Zamościa do Lublina, żeby pacyfikować Solidarność lubelską. Przejeżdżaliśmy zresztą przez rynek w Lublinie, a tam fruwały jakieś papiery, straszne, jakby gestapo wpadło. Takie sceny widzieliśmy na filmach. Rozwalone szyby siedziby Solidarności i papiery fruwające po całym rynku, pełno wojska i ZOMO. Przyjechaliśmy do Zamościa, a tam się okazało, że jest tylko jeden emerytowany kapitan milicji, sześciu ormowców i WSW, czyli policja wojskowa. Chyba z pięciu ich było. Stali na około sali. A wszyscy musieli siedzieć i nie ruszać się – po 2-3 osoby na jednym krześle. A my w ubraniu, w kożuchach, staliśmy na scenie. Nagle się okazało, że te wszystkie teksty, które śpiewałem o wolności nagle są prawdziwe, na teraz. Jakby były ostrzeżeniem. Teksty o wolności: jakie to jest straszne, że nas ktoś ogranicza, że nie możemy być sobą itd.

n

Pamiętam, że dostaliśmy przepustkę, aby wrócić do domu i co 50 km nas zatrzymywano. Patrole zaglądały, co tam wieziemy w tych skrzyniach, czy nie wieziemy ulotek, czy pieniędzy z Solidarności.

n

Straszny obraz, przerażenie… Anglicy, którzy przyjechali z kontraktem wstępnym – trasa dookoła świata, a tutaj zatrzasnęły się kraty. Byliśmy wszyscy w jednym wielkim więzieniu. Ci zomowcy i ci żołnierze, których użyto ku mojemu kolejnemu zawstydzeniu i strasznemu zażenowaniu – byli też w tym więzieniu, ale sobie nie zdawali z tego sprawy, że byli jak klawisze. Też siedzieli.

n

Jakieś kartki na mięso, na papierosy, na wódkę… jak w czasach niemieckiej okupacji. Straszne to było. Poniżano naród, naród chodził do pracy, ciężko pracował, a niczego nie było. Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, jakie kolejki były po papier toaletowy. A o samochodach to już nawet nie mówię: żeby mieć chociaż malucha ludzie zapisywali się do partii i donosili… żeby mieć malucha, ten złom.

n

Ja do nich nie należałem. Zawsze byłem buntownikiem. Dopiero na wiosnę 1982 r. pozwolono nam grać koncerty, bo nie wiedzieli, co zrobić z tą publicznością rockandrolI’ową. Mieli inne sprawy… Solidarność do zniszczenia i opozycjonistów.

n

Pamiętam, pierwszy koncert zagraliśmy w Stoczni Gdańskiej. TSA ma taką piosenkę „51”… Idę cmentarną aleją i szukam ciebie mój przyjacielu. Odszedłeś, bo byłeś słaby. Kiedy skończyliśmy – zrobiła się cisza. Otworzyły się drzwi i weszli stoczniowcy w kaskach i przynieśli jeden żółty kask na scenę. Zapadła cisza. Po koncercie musiałem jechać na milicję, może to była ubecja, i do rana mnie przesłuchiwali co miałem na myśli śpiewając tą piosenkę. Tak to wyglądało. Potem już jakoś poszło.

n

Żeby skończyć, bo to jest długa historia… Najbardziej jest mi przykro, że ci, którzy wtedy kradli, którzy napluli w twarz narodowi, zrobili z Polski więzienie, poniżyli innych w imię jakichś tam spraw, które dziś wydają się nieważne – dziś są na stanowiskach, mają wielkie firmy, mają majątki i konta w Szwajcarii. Ich dzieci studiują na najlepszych uczelniach świata. Mam nadzieję, że jak dorośniecie, spróbujecie załatwić tę sprawę, której nie było w stanie załatwić moje pokolenie, nie wiem dlaczego. I ci, którzy napluli w twarz całemu narodowi, są teraz doradcami i wypowiadają się publicznie. Uważajcie na tych ludzi.

n

Zauważyłem, że ostatnio jest moda na lewicowość. To zawsze tak jest, że późno urodzeni są łatwym kęskiem dla lewicy. Dla takich ludzi Che Guevara jest idolem, noszą go na koszulkach, a on zakładał obozy koncentracyjne w Ameryce Południowej. Być może wielu z was tak myśli, bo to jest bunt, ale uważajcie, bo są to ideologie kłamliwe, które nie mają na celu szerzenia dobra. Mają na celu tylko jedno – przejąć nad wami władzę i wykorzystać was – nawet nie wiecie w jaki sposób.

n

Zdjęcie z koncertu w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL 9 grudnia 2023.

Skip to content