Dziś rano w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL została odprawiona msza święta w intencji ofiar stanu wojennego. Kazanie wygłosił ks. Tomasz Trzaska, kapelan naszego muzeum.
n
n
n
n
Homilia ks. Tomasza Trzaski wygłoszona na Mszy św. w 42 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego
n
teraz kiedy piszę te słowa
n
zwolennicy ugody zdobyli pewną przewagę
n
nad stronnictwem niezłomnych
n
zwykłe wahanie nastrojów
n
losy jeszcze się ważą
n
/ Raport z oblężonego miasta, Zbigniew Herbert, 1982
n
Drodzy Bracia i Siostry,
n
dziś Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Stanu Wojennego. To dobra nazwa. Przyznam się, że mi – człowiekowi urodzonemu po stanie wojennym – ciężko jest niekiedy zrozumieć, gdy ktoś mówi: „obchodzimy kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego”. Obchodzenie rocznic kojarzy nam się dobrze: rocznica urodzin, ślubu czy święceń kapłańskich. Rocznica porozumień sierpniowych, wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, czy nawet rocznica przejścia kogoś na drugą stronę życia.
n
Ale dziś? 13 grudnia 2023 r. co dane nam jest „obchodzić”? Rocznicę głośnego walenia do drzwi w środku nocy z okrzykiem „otwierać, milicja”? Rocznicę płaczu dzieci, bo nie wiadomo, gdzie zabrano tatusia lub mamusię? Rocznicę rozlewającego się lęku, strachu i grozy? Może jednak rocznicę tchórzliwej decyzji moskiewskich namiestników o wojnie wypowiedzianej narodowi?
n
Zatem ta pierwsza nazwa wydaje się lepsza: dzień pamięci ofiar… I chociaż słowo „ofiara” ma w każdym kontekście przykre znaczenie, to jest ono pewnym filtrem, pewną granicą pomiędzy dobrem i złem, pomiędzy władzą a narodem. Bo 13 grudnia 1981 r. ofiarą stał się cały naród w ogólności. Każdy obywatel odczuł dotkliwie konsekwencje tej napaści.
n
Chociaż należy tutaj jednak wprowadzić pewne rozróżnienie, aby doprecyzować ów „cenzus ofiary”. Do tego grona ofiar nie weszli ci, których nazwać możemy „zwolennikami ugody” – członkowie komunistycznej partii i współpracownicy komunistycznego terroru. Oni tej nocy albo byli w pracy, albo spali spokojnie. Wszystkich innych ogarnął strach i smutek.
n
Mam jednak wrażenie, że do pełnego obrazu poranka 13 grudnia 1981 r. trzeba dodać jeszcze jeden kadr. Mężczyzny ubranego w wojskowy mundur, który z powagą ogłaszał narodowi:
n
– Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Gasnącej gospodarce zadawane są codziennie nowe ciosy. Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem. Rosną milionowe fortuny rekinów podziemia gospodarczego. Chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz. Już nie dni, lecz godziny przybliżają ogólnonarodową katastrofę. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: Czy musiało do tego dojść? Obejmując urząd Prezesa Rady Ministrów wierzyłem, że potrafimy się podźwignąć. Czy zrobiliśmy więc wszystko, aby zatrzymać spiralę kryzysu?
n
– Wielki jest ciężar odpowiedzialności, jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Obowiązkiem moim jest wziąć tę odpowiedzialność – chodzi o przyszłość Polski, o którą moje pokolenie walczyło na wszystkich frontach wojny i której oddało najlepsze lata swego życia.
n
I potem te straszne słowa:
n
– Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju – mówił mężczyzna w wojskowym mundurze przed kamerą.
n
Wolna Polska wie dokładnie, że w powyższych zdaniach nie tylko nie znalazło się ani jedno prawdziwe zdanie, ale również znalazło się tak wiele manipulacji i zasłaniania się troską o naród, który należy teraz wyratować z perspektywy nadchodzącego upadku. Mówiący powyższe słowa kreował się na „wybawiciela narodu” i tego, który – jako Prezes Rady Ministrów, mitologiczny tytan Atlas, dźwignie na swoich barkach losy narodu.
n
Prawda jednakże była inna. Ani owe barki, ani przebrzmiały odpowiedzialnością i troską pseudo krasomówczy styl nie miały w sobie nic z troski o niepodległy byt państwa polskiego, a za wypowiadanymi słowami kryła się jedynie chęć utrzymania władzy, którą „raz przyjąwszy, nie oddadzą nigdy”.
n
Po drugiej zaś stronie stał naród. Nie był to jednak naród bezbronny, bo uzbrojony był w siłę, której na imię „Solidarność”.
n
Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko w swojej ostatniej homilii mówił:
n
– Solidarność dlatego tak szybko zadziwiła świat, że nie walczyła przemocą, ale na kolanach, z różańcem w ręku. Przy polowych ołtarzach upominała się o godność ludzkiej pracy, o godność i szacunek dla człowieka. O te wartości wołała bardziej niż o chleb powszedni.
n
Do słów kapłana męczennika za chwilę wrócimy, ale chciałbym tutaj zwrócić naszą uwagę na pewną zależność: podobnie jak w słowie „niepodległość” zawiera się słowo „nie” – czyli znak sprzeciwu, tak w słowie „solidarność” zawiera się słowo „dar”.
n
Bo niepodległość kształtuje się nie tylko poprzez sprzeciw. Owszem, jest on często warunkiem koniecznym rozpoczęcia walki o suwerenny byt narodu i państwa: trzeba przeciwstawić się najeźdźcy, okupantowi, a czasem siłom działającym wewnątrz państwa.
n
To jednak nie jest wszystko. Potem mówić być coś więcej – element pozytywny, twórczy, życiodajny. Po słowie „nie” musi zostać powiedziane słowo „tak”. Owym „tak” jest budowanie narodu, jedności, edukacji, kultury, wiary i pamięci. To troska o historię. To bardzo konkretna praca. To właśnie „dar”, który wywodzi się ze słowa „Solidarność”.
n
Drodzy działacze Solidarności, Drodzy działacze opozycji antykomunistycznej, jesteśmy tu dzisiaj między innymi dzięki Wam. Znajdujemy się w pięknym miejscu: Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Przez lata to miejsce było przeklęte i straszne. Wielu bało się nawet obok przechodzić. A dziś? Jest tutaj powstające Muzeum, kolejne dziesiątki tysięcy Polaków poznają historię najnowszą, tak przez lata skrywaną.
n
Jesteśmy także tu – w wolnej Polsce. I jesteśmy tu dzięki Wam. Dzięki Waszej solidarności, która przyciągnęła tak wiele milionów polskich serc. Która stała się nie tylko siłą na czas walki niepodległościowej, ale również dla nas, kolejnych pokoleń.
n
Złożyliście w naszych sercach ów „dar”, który jest częścią słowa „solidarność”. To siła do walki o piękną Polskę. To znak, że można być razem, niekiedy przecież bardzo się różniąc. Staliście się dla nas znakiem odwagi i męstwa. Strażnikami wartości.
n
To o Was przecież mówił bł. ks. Jerzy, Wasz Przyjaciel:
n
– Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i ubogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Pomnażać dobro i zwyciężać zło, to dbać o godność dziecka Bożego, o swoją godność ludzką. Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Trzeba dziś bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Wolność, to nie tylko dar Boga, ale również zadanie dla nas na całe życie. Prośmy Chrystusa, byśmy zachowali godność dziecka Bożego na każdy dzień.
n
Za ten Wasz dar – z serca dziękujemy.
n
Ale to nie koniec walki przecież. Teraz czas na nasze pokolenie. Tak jak Wy byliście strażnikami wartości, tak i my dziś musimy nimi być. Świat idzie do przodu. Idzie do przodu również świat ideologii. Dziś już nie trzeba walczyć z marksistowskim dialektyzmem. Dziś niezwykle niebezpiecznym zagrożeniem staje się neomarksistowska dyktatura relatywizmu.
n
– Relatywizm, to znaczy zdanie się̨ na «każdy powiew nauki», zdaje się̨ być jedyną postawą godną współczesności. Ustanawiany jest rodzaj dyktatury relatywizmu, która nie uznaje niczego za pewnik, a jedynym miernikiem ustanawia własne «ja» i jego zachcianki.
n
– mówił Benedykt XVI, 18 kwietnia 2005, podczas Mszy św. na rozpoczęcie konklawe.
n
W miejsce „kolektywnego my” wstawiono „własne ja”. Prawdą jest to, co wydaje mi się nią być. Nie ma nic stałego, poza moimi wolnościami. Tak daleko zakorzeniła się owa dyktatura relatywizmu, iż nie tylko stała się ciekawym sposobem na życie, ale także argumentem za odrzuceniem wszystkiego, co klasyczne, tradycyjne i naturalne.
n
Wierzyć można we wszystko – oby nie w Chrystusa.
n
Wartości głosić można wszystkie – poza tymi tradycyjnymi.
n
Jeśli patriotyzm – to ten kosmopolityczny – czyli żaden.
n
Wszystko jest umowne, płynne, relatywne.
n
Najważniejsze, aby zapanowała radość i dobra atmosfera.
n
Walkę o ten „powiew wolności i tolerancji” uzasadnia się wszystkim, choćby najbardziej wulgarnymi i obscenicznymi hasłami i gestami. Wszak, jeśli ktoś zapyta o ich ocenę – ideologiczni pedagodzy obronią je słowami: „Nie popieram, ale rozumiem”.
n
Taki model stanowi zagrożenie nie tylko dla kolejnych pokoleń Polaków. Jest on niebezpieczny również dla konkretnych jednostek. Bo przecież, jeśli młody człowiek utraci świat wartości, podważy sens istnienia rodziny, przyjmowania edukacji, wychowania i wiary; jeśli odrzuci to, co przez całe wieki kształtowało kolejne pokolenia – pozostanie z niczym. A tym samym stanie przed wielkim kryzysem i pustką. Pustką, która prowadzi nie tylko życia pozbawionego sensu, ale niekiedy wręcz do samozagłady.
n
A przecież to właśnie Wy – nasi starsi bracia, którzy uczycie nas miłości do Polski wiecie najlepiej, że za prawdziwymi wartościami stoi zawsze wysiłek i ciężka praca. To wy budowaliście nasze rodziny w trudzie i znoju. Uczyliście nas szacunku do pracy, miłości do Boga i drugiego człowieka. To Wy pokazaliście nam, jak wielką cenę trzeba zapłacić za to, aby Polska „prawdziwie Polską była”.
n
Ks. Jerzy Popiełuszko, w cytowanej już dzisiaj homilii mówił:
n
– Tylko plewy nic nie kosztują. Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasem zapłacić. Aby zwyciężać zło dobrem trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Jest ona przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, tchórzostwa, kłamstwa, zniewalania, nienawiści i przemocy. Sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych.
n
Biada społeczeństwu – wołał Prymas Tysiąclecia – którego obywatele nie rządzą się męstwem. Przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami. Jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa, staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie, swej ludzkiej osobowości, rodzinie, grupie zawodowej, narodowi, państwu, Kościołowi; chociaż byłby łatwo pozyskany dla lęku i bojaźni, dla chleba i względów ubocznych.
n
– Jan Paweł II, w czasie stanu wojennego powiedział do Pani Jasnogórskiej, że naród nie może rozwijać się prawidłowo, gdy jest pozbawiony praw warunkujących jego podmiotowość. I państwo nie może być mocne siłą żadnej przemocy. Komu nie udało zwyciężyć się sercem i rozumem usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. Idea, która potrzebuje broni, aby się utrzymać – sama obumiera. Idea, która utrzymuje się tylko przy użyciu przemocy jest wypaczana.
n
Wrócę jeszcze raz do słów Zbigniewa Herberta przywołanych na początku homilii:
n
teraz kiedy piszę te słowa
n
zwolennicy ugody zdobyli pewną przewagę
n
nad stronnictwem niezłomnych
n
zwykłe wahanie nastrojów
n
losy jeszcze się ważą…
n
Chcemy być „stronnictwem niezłomnych”! To miejsce, polska krew przelana tu, na Rakowieckiej woła najgłośniej o tę „niezłomność”.
n
To w męczeństwie bł. ks. Jerzego, Emila Barchańskiego, Grzegorza Przemyka, pomordowanych opozycjonistów, zastrzelonych robotników, zamęczonych w czasie przesłuchań i zabitych w Kopalni Wujek słyszymy owo przenikające wołanie, idąca przez pokolenia:
n
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
n
I przechowywać ideałów czystość.
n
Do nas należy dać im moc i zbroję,
n
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
n
Niech żyje Polska! Wieczna Pamięć Ofiarom stanu wojennego!