Gdy rozwijała się odrodzona II Rzeczpospolita Polska (dalej: RP) i inne ważne dziedziny państwowości polskiej, po Śledziewskim naczelnikiem więzienia w Mokotowie został Tadeusz Ostrzeszowicz, następnie Zygmunt Bugajski, a po nim Władysław Ficke (od stycznia 1920 r. do marca 1939 r.), którego pomocnikiem był Antoni Radecki. Gdy Ficke przeszedł na emeryturę, nadzór nad więzieniem od kwietnia 1939 r. przejął Mieczysław Kobyłecki, były naczelnik więzienia we Wronkach. Naczelnikowi każdorazowo podlegały działy ekspedycji, gospodarczy, kancelarii, kasa pomocy i policyjny. Już w styczniu 1919 r. powołano „Związek Dozorców i Pracowników Więziennych”, który w czerwcu podczas zebrania pracowników wszystkich więzień warszawskich w więzieniu mokotowskim przemianowano na „Związek Pracowników Więziennych Rzeczypospolitej Polskiej”. Działał on do 1932 r. Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości powołało Okręgowe Dyrekcje Więzienne, jedną z nich uruchomiono w więzieniu mokotowskim. Jej prace trwały trzy miesiące, ponieważ z końcem września 1921 r. zawieszono w czynnościach wszystkie tego typu jednostki, z powodu etapów centralizacji struktury więziennictwa na ziemiach polskich. Na początku w więzieniu mokotowskim było 122 pracowników o różnym statusie prawnym, zatrudnianych na umowy etatowe (mianowane) albo kontraktowe. Można nakreślić pokrótce w zarysie, że na przestrzeni dwudziestolecia międzywojennego kadrę zakładu, oprócz etatowej służby więziennej, czyli naczelnika, inspektorów, sekretarza, kancelistów, starszych dozorców, dozorców i młodszych dozorców, tworzył ją personel cywilny kontraktowy, jak: lekarze, felczerzy, sanitariusze, aptekarz, nauczyciele, ksiądz, goniec, kierownicy: kasy pracy i techniczny, kasjer, majsterkowie: stolarski, ślusarski, szewski i mechanicznych zakładów obuwia oraz palacze.
W 1932 r. doszło do zmiany w prawie karnym, na tej podstawie utworzono Korpus Straży Więziennej, m.in. funkcjonariusze więzień w całej Polsce mieli ujednolicone umundurowane i nadane stopnie służbowe, odtąd czynności służbowe ograniczały się do wyznaczonych stanowisk, czy w ramach posterunków. Nie mogli przynależeć do związków pracy, jedynie za pozwoleniem Wydziału administracji Więzień Ministerstwa Sprawiedliwości RP. Częściej akceptowano przynależność do organizacji o charakterze społecznym, jak: „Związek Sybiraków” albo „Związek byłych Ochotników Armii Polskiej”. Pracownicy więzienia w Mokotowie, szczególnie w latach dwudziestych, otrzymywali różnorakie formy pomocy. Na przykład administracja zapewniała w łaźni więziennej kilka wanien dla pracowników i ich rodzin, tymczasem wydział gospodarczy organizował dla funkcjonariuszy zakup cukru na kartki, odsprzedawano pracownikom węgiel albo drewno na opał. Innym razem organizowano kursy w celu podniesienia poziomu wykształcenia ogólnego wśród pracowników więzienia. Dzięki decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości więzienne wydziały gospodarcze, jak na przykład w Mokotowie, mógł udzielać funkcjonariuszom krótkich zapomóg, przeznaczonych na opłatę szkół państwowych lub prywatnych, także otrzymywali zapomogi w wysokości jednego lub dwumiesięcznego uposażenia zwrotnego w ratach lub bezzwrotnego, jeśli sytuacja życiowa była bardzo trudna. Dzięki inwestycji w naukę służby więziennej, wielu funkcjonariuszy przyczyniło się do rozwoju nauki penitencjarnej czy kryminalistycznej. Wyniki badań mokotowscy funkcjonariusze publikowali, na przykład w belgijskich lub francuskich naukowych czasopismach o więziennictwie. Inną inicjatywą, o wymiarze społecznym, organizowaną przez władze więzienia w Mokotowie co roku przed Bożym Narodzeniem, były spotkania gwiazdkowe w głównej sali szkolnej (dziś świetlicy) dla latorośli warszawskiej służby więziennej. Zarówno ta, jak i inne odświętne uroczystości sprzyjały zbieraniu datków na różne cele charytatywne. Jeśli chodzi o uzbrojenie mokotowskich funkcjonariuszy więziennych w początkach lat 20-tych XX w. to wyposażeni byli w karabiny i broń krótką, przejętą od zaborców. W 1934 r. przeprowadzono przezbrojenie i ujednolicenie broni. Kolejną ciekawostką jest, że przy więzieniu od kwietnia 1922 r. do 1925 r. wydawano czasopismo „Pracownik Więzienny” pod redakcją inspektora więzienia w Mokotowie Marcelego Dąbrowskiego. Było to pismo reprezentujące Związek Pracowników Więziennych Rzeczypospolitej Polskiej, jednoczące środowisko polskiej służby więziennej w całej Polsce. Treści gazety koncentrowały się na sprawach zawodowych i oświatowych. Pismo to od 1925 r. ukazywało się pod inną nazwą, mianowicie „Przegląd Więziennictwa Polskiego”, wciąż było pod opieką tego samego redaktora naczelnego, jednakże jego redakcja już nie znajdowała się przy więzieniu na Rakowieckiej. Co więcej, więzienie otworzyło swoją przestrzeń dla dziennikarzy warszawskich. Jednym z nich był przedstawiciel „Stołecznego Kuriera Wieczornego”, który w serii artykułów z 1924 r. drukowanych pod tytułem zbiorczym „Szlakami krwi i mordu. Co powinna wiedzieć Warszawa o więzieniu w Mokotowie”, napisał między innymi: „Nic podobnego i nic złego nie zobaczysz Kochany Czytelniku w Więzieniu mokotowskim i aż boję mówić Ci o tem jak tam dobrze, aby Cię czasem nie zabrała ochota przeprowadzić się na stałe do tych wygód. Pod koniec lat dwudziestych, więzienie mokotowskie, na podstawie dekretu z marca 1928 r. prezydenta RP Ignacego Mościckiego w sprawie organizacji więziennictwa, było zaliczane do I-kategorii więzień. To oznaczało, że było samodzielnym zakładem penitencjarnym powyżej 450 pensjonariuszy, które przyjmowało skazanych powyżej trzech lat do sześciu lat maksymalnie i więźniów recydywistów. Również posiadało szpital. W latach dwudziestych i trzydziestych XX w. w więzieniu mokotowskim miało odsiadywać wyroki od 1200 do 1400 więźniów.
Budynki podzielono na 12 oddziałów, zapewnione były kanalizacja, centralne ogrzewanie i oświetlenie elektryczne. Całość terenu więziennego była otoczona nieotynkowanym murem. Według archiwów więzienia mokotowskiego, w 1932 r. było 157 cel pojedynczych, w tym 12 karcerów i 72 klatki, następnie 63 cel zbiorowych, w tym 9 cel szpitalnych. Cele zbiorowe wyposażone były w łóżka z żelaznych ram na zawiasach, obciągnięte legimatami, to znaczy płóciennym materiałem. W dzień łóżka te były unoszone do ściany dla zwiększenia zajmowanej przestrzeni. Na korytarzach oddziałów mieszkalnych były szafy z przegródkami na rzeczy więźniów oraz umywalnie. W głównym budynku więzienia wybudowanym w stylu neogotyckim, zwieńczonym krzyżem na wieżyczce, były kancelaria, kaplica więzienna i pomieszczenie przedzielone kratą, przeznaczone na spotkania więźnia z przychodzącymi do niego na widzenie gośćmi. Funkcjonariusze służby więziennej w karetach więziennych dowozili więźniów z sądów przy ulicy Miodowej lub przy Placu Krasińskich do kancelarii więzienia, która mieściła się we wspomnianym uprzednio głównym budynku. Tam okazywało się czy dany osadzony był więźniem karnym, śledczym (podlegającym prokurze i sądowi), czy może politycznym (skazanym za poglądy i przekonania polityczne). W kolejnym etapie dokonywano ich opisu do „Księgi więźniów przybyłych”, odbierano od nich do depozytu wartościowe rzeczy, następnie w pokoju z wanną poddawano więźniów kąpieli, strzyżeniu. W przypadku więźniów z wyrokami ciężkiego więzienia golono im wąsy, brody i strzyżono na krótko. Też w tym samym pokoju przebierali się w strój więzienny. Ich własne ubrania były dezynfekowane w razie potrzeby. Następnie więzień przechodził wizytę lekarską. Gdy osadzony nie posiadał własnej pościeli lub ubrań na zmianę, to otrzymywał je na miejscu. Rozkład dnia w więzieniu przebiegał od godziny 6:00 rano do 18:00. Światło w celi gaszono regulaminowo o godzinie 20:00, wszak mogło się ono dłużej palić za pozwoleniem naczelnika więzienia jako forma nagrody dla więźnia za zachowanie albo gdy tego wymagał stan mentalny osadzonego. Podobnie też za zgodą naczelnika gaszono światło w celach dwie godziny wcześniej, co stanowiło środek karny wobec nieposłusznych więźniów. W ciągu dnia osadzonych karmiono trzy razy, podług godziny wyznaczonej przez naczelnika więzienia. O ile praca nie zaczynała się w godzinach porannych, więźniowie szli na godzinny spacer po dziedzińcu. Więźniowie polityczni mogli korzystać z tego przywileju dwukrotnie w ciągu dnia. Ci, którzy pracowali, po spacerze zmierzali do warsztatów, pozostali zaś kierowali się do cel. Według założeń sanitarnych, ustanowionych w 1923 r., pomieszczenia, w których przebywali więźniowie, miały być wietrzone codziennie, a w okresie zimowym, czyli od listopada do kwietnia miały być opalane, temperatura w nich nie mogła spać poniżej 10 stopni Celsjusza. Pod żadnym pozorem funkcjonariusze więzienni nie mieli prawa wypominać więźniom kryminalnym ich przeszłość, do więźniów pełnoletnich zwracali się na pan” lub „wy”. Kąpiel i świeżą bieliznę zapewniano osadzonym raz w tygodniu, natomiast pościel wymieniano dwa razy w miesiącu. Zawartość sienników starano się uzupełniać trzy razy do roku. Więzień karny miał prawo do wysłania jednego listu miesięcznie, otrzymał z zewnętrz dwa też w skali miesiąca. Zaś więźniowie śledczy wysyłali i otrzymywali jeden list tygodniowo. Korespondencja podlegała cenzurze. Poza tym więźniowie mogli być odwiedzani przez gości raz w miesiącu, byli oddzieleni siatką, pod nadzorem funkcjonariusza. Wizyta taka trwała od 15 do 30 minut. Możliwe było widzenie w pokoju bez krat lub siatki rozdzielającej rozmówców za przyzwoleniem naczelnika, a w przypadku więźniów śledczych decydowały o tym prokuratura lub sąd. Przy więzieniu działało warszawskie Towarzystwo Patronat, które otaczało m.in. opieką więźniów mokotowskich.
Na teren więzienia można było wejść trzema bramami przy ulicy Rakowieckiej. Rozmieszczone były straże wartownicze w punktach newralgicznych, jak np. przy kotłowni, papierni Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych oraz przy szmaciarni. Na wieżach służbę pełnili funkcjonariusze z karabinami, podnosili w razie potrzeby alarm za pomocą dzwonka. Też w obiekcie więziennym były podręczne gaśnice. Dwa razy na terenie więzienia wybuchły pożary, w porę zauważone przez straże wartownicze, więc na nie było ofiar. Pierwszy z nich pojawił się w maju 1937 r. w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, opanowany ręcznie przez funkcjonariuszy więzienia, a drugi w czerwcu 1939 r. gaszony przez Straż Ogniową, wtedy spaliły się dwie szopy z makulaturą. W mokotowskim więzieniu istniało zaplecze techniczne, warsztatowe i przedsiębiorcze. W części gospodarczej i administracyjnej były: kotłownia, elektrownia (obie remontowane w 1931 r.), pralnia, magazyn żywności, część warsztatów i przedsiębiorstw. Zapewniały one więzieniu samowystarczalność. Ciepło i energię elektryczną dla obiektu więziennego pozyskiwano z węgla lub z koksu, od 1931 r. opał na stałe dostarczała Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze”, natomiast zapotrzebowanie na jedzenie częściowo uzupełniano warzywami pochodzącym z więziennego gospodarstwa rolnego i ogrodniczego, ponadto chleb dostarczano z własnej piekarni, podobniej jak jedzenie z kuchni na terenie więzienia. Tymczasem miejscowa pralnia zapewniała czystość pościeli, bielizny, odzieży więziennej w składnicy więziennej. Co więcej, działały inne warsztaty i przedsiębiorstwa, jak: krawiecki, szewski, ślusarski, drukarski, introligatorski, stolarski, jedwabniczy, wytwórnia mydła, stajnia (z pięcioma koniami więziennymi jako siła pociągowa), koszykarnia, wyroby słomkarskie i szczotkarskie, następnie Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, czy mechaniczna fabryka obuwia Towarzystwa „Boston”. Przywięzienne warsztaty i przedsiębiorstwa przyjmowały zamówienia od instytucji, osób prywatnych i związanych z więziennictwem. Powstałe na terenie więzienia różne produkty, też wytworzone pieczywo, czy śmieci albo popiół z kotłowni wywożono z więzienia końmi więziennymi, którymi organizowano na powrót przewóz potrzebnych materiałów m.in. do warsztatów. Praca w życiu więźniów w Mokotowie w założeniu pełniła funkcję resocjalizującą, bowiem wdrażali się oni w wymogi codziennej pracy wykonywanego rzemiosła. Osadzeni za pracę również otrzymywali zarobek pomniejszony o koszty pobytu w zakładzie. W dodatku więźniowie byli ubezpieczeni zgodnie z ustawą od ubezpieczeń. Gdy pensjonariusz więzienia ulegał wypadkowi, który skutkował uszczerbkiem na jego zdrowiu, to na podstawie dokumentów wystawionych przez lekarzy więziennych, przyznawano poszkodowanemu rentę bądź wypłacano jednorazowe zadośćuczynienie.
Nadto, w struktury więzienia mokotowskiego od 1937 r., wchodziły trzy Karne Ruchome Ośrodki Pracy (dalej: KROP), w których pracowali więźniowie skazani z maksymalnym wyrokiem kary więzienia do 2 lat, a najniższy wynosił do 2 miesięcy. KROP nr 2 znajdował się w Kępie Nadbrzeskiej, gdzie więźniowie brali udział w pracach drogowych lub ziemnych, np. w korycie rzeki Wisły. W kolejnym KROP oznaczonym nr 3, który znajdował się w Bromierzysku, rok później, od 1938 r. w Górkach, praca więźniów polegała na pracach melioracyjnych i leśnych. Trzeci, ostatni KROP o numerze 31 był w miejscowości Wilga. Prace w wymienionych Ośrodkach nadzorował personel wybrany spośród załogi pracowników więzienia mokotowskiego. Przy więzieniu mokotowskim były męskie szkoły na poziomie ogólnokształcącym i zawodowym. Nauki pobierali pełnoletni więźniowie do 40 roku życia, z wyrokami ponad sześć miesięcy. Do dyspozycji były trzy izby szkolne, a zajęcia odbywały się w godzinach od 12:30 do 19:40. Praktyczną naukę zawodu rzemieślniczego więźniowie odbierali w warsztatach przy więzieniu mokotowskim: piekarskim, szewskim lub stolarskim. Za sprawą inicjatywy Ministra Sprawiedliwości RP, organizowano kursy z ogrodnictwa, rolnictwa i sadownictwa, w ramach istniejącego na terenie więzienia gospodarstwa rolniczego i ogrodniczego. Natomiast po niedzielnej Mszy świętej odbywały się dla więźniów odczyty, pogadanki, prelekcje, wygłaszane przez członków różnych organizacji społecznych, też organizowano przedstawienia teatralne i okolicznościowe akademie, w których występowali więźniowie. Na takie wydarzenia często zaproszono naczelników warszawskich. Więźniowie mieli dostęp do różnych form rozwoju zainteresowań, m.in. istniały koła oświatowe, od 1922 r. działał chór kościelny, którego członkowie, przy wsparciu personelu, zdołali zakupić w 1928 r. organy do kaplicy więziennej. Ponadto osadzeni mogli wypożyczać książki z biblioteki więziennej, czy ćwiczyć na sali gimnastycznej, wybudowanej i udostępnionej w 1928 r. Były do dyspozycji więźniów kaplice rzymsko-katolicka, prawosławna i bożnica żydowska, sala modlitw dla wyznawców judaizmu. Więźniów żydowskich zwalniano od pracy w soboty, mogli nosić brody, znajdowali się pod opieką towarzystwa „Tomchaj-Assurim”, które dostarczało koszerne jedzenie i organizowało nabożeństwa. Na terenie więzienia czasami dochodziło strajków wśród więźniów, głównie wśród politycznych o poglądach komunistycznych. Służba więzienna odnotowała bunty na przełomie lipca i sierpnia 1924 r., w lutym 1930 r., w czerwcu i w sierpniu 1930 r., czy w lipcu 1937 r. Takie odstępstwa w rytmie dnia więziennego karano, w zależności od stopnia szkodliwości różnymi środkami karzącymi, na przykład brakiem dostępu do księgozbioru bibliotecznego, zakazem nauki, spaceru, innym razem gaszono dwie godziny wcześniej światła w celach lub rozdzielano więźniów do innych cel lub kierowano ich do innych więzień, w ostateczności wymierzano karę karceru.
Dochodziło wśród więźniów też do ucieczek. Jedna z nich zakończyła się tragicznie. W nocy z 21 na 22 kwietnia 1923 r. uciekło czterech więźniów. W trakcie ucieczki zabili trzech dozorców więzienia: Antoniego Łapińskiego, Józefa Kurowskiego i Henryka Rucińskiego. Śmierć funkcjonariuszy poruszyła społeczeństwo, odbiła się szerokim cechem w bieżącej prasie krajowej oraz została odnotowana we wspomnieniach, byłego więźnia mokotowskiego, Urke Nachalika, pisarza międzywojennego, który notabene zdobył wykształcenie w murach więzienia mokotowskiego. Z czterech zbiegłych więźniów złapano dwóch i otrzymali kary śmierci. Jeden zbiegł do Związku Sowieckiego, a ostatni poszukiwany więzień został zabity przez członków świata przestępczego. Zabitych dozorców uroczyście pochowano na koszt państwa polskiego, a dyrekcja więzienia mokotowskiego zbiegała o dożywotnią rentę dla rodzin zmarłych tragicznie funkcjonariuszy. Kolejna ucieczka więźnia odbyła się w październiku 1936 r. Pod pozorem wizyty u lekarza więzień w przebraniu robotniczym schował się w papierni, skąd czekał do godzin porannych, przedostał się na dach od strony ulicy Narbutta. Zobaczył go funkcjonariusz więzienny, który oddał strzał w jego kierunku, w wyniku czego uciekinier spadł z dachu. Gdy więzień oprzytomniał, zabrano go do z powrotem do więzienia. Podczas transportu kolejowego w 1938 r. uciekło dwóch więźniów. Inny przypadek, to 13 kwietnia 1939 r. zbiegł osadzony podający się za współwięźnia z celi, który akurat miał termin końca odsiadki. Zamianę odkryli funkcjonariusze i tego samego dnia jeszcze pojmali uciekiniera. Ucieczki więźniów zdarzały się z Karnych Ruchomych Ośrodków Pracy, w większości kończyły się powrotem do więzienia w Mokotowie. Również wśród więźniów odnotowano zgony. Niektóre z nich wydarzyły się przy pracy, na przykład w papierni państwowej doszło do trzech takich zgonów w latach 1920–1936. Innym razem były to samobójstwa, dwa przypadki w 1926, jeden w 1927, w kolejnym roku, w 1928 r. odebrało sobie życie dwóch więźniów przez powieszenie w celach pojedynczych, następnie w 1935 r. zanotowano zgon pensjonariusza w skutek śmiertelnego otrucia, kolejne samobójstwo, bez podania przyczyny i miejsca, odnotowano w 1936 r. Byli też więźniowie z wyrokami kary śmierci. Wykonywano karę śmierci głównie na Cytadeli, wszak były przypadki wykonania najwyższej kary na podwórzu więzienia. W ciągu dwudziestolecia międzywojennego wykonano cztery kary śmierci; w 1925 r. powieszono jednego więźnia, w 1932 r. także jednego, a w 1933 r. wykonano wyrok śmierci na dwojgu osadzonych. Również wśród więźniów odnotowano zgony. Niektóre z nich wydarzyły się przy pracy, na przykład w papierni państwowej doszło do trzech takich zgonów w latach 1920–1936. Innym razem były to samobójstwa, dwa przypadki odnotowano w 1926 r., jeden w 1927 r., kolejne dwa w 1928 r. Następnie w 1935 r. zanotowano zgon pensjonariusza więziennego poniesioną na skutek śmiertelnego otrucia. Kolejne samobójstwo, bez podania przyczyny i miejsca, odnotowano w 1936 r.
O wyjątkowości więzienia mokotowskiego stanowiło, jak wspomniano uprzednio, funkcjonowanie przy nim szpitala, który z biegiem lat rozbudowywano ze względu na rosnące potrzeby pacjentów-więźniów. Początkowo w szpitalu były dwa oddziały: zakaźny i zwykły, razem było 36 łózek dla chorych. Trzeba tu nadmienić, że do więzienia kierowano więźniów o różnym stanie fizycznym i psychicznym. Przy szpitalu był ogród, więc warunki sprzyjały rekonwalescencji więźniów. W więzieniu w Mokotowie z czasem uruchomiono dla skazanych okręgowy szpital dla nerwowo i psychicznie chorych, dysponujący 20 łóżkami. U schyłku 1937 r. cały szpital liczył około 140 łóżek, w tym wciąż 20 miejscami dla mentalnie chorych. Leczono choroby społeczne, też choroby zakaźne, weneryczne i natury psychicznej. Główną chorobą, która powodowała zgony wśród więźniów przy Rakowieckiej była gruźlica. Znaczną ilość zgonów z jej powodu odnotowano w styczniu 1920 r., w czerwcu 1923 r., w marcu 1924 r., też od lutego do września 1925 r., a szczególnie dotkliwa była w dwóch po sobie następujących latach, w 1927 i 1928 r. Stan personelu medycznego pod koniec lat trzydziestych liczył pięciu lekarzy, sanitariusza-aptekarza, sanitariusza-felczera i dentystę-felczera. Leki dla więźniów, funkcjonariuszy i urzędników przywożono do mokotowskiej apteki więziennej z centralnej apteki więziennej. Bardzo dbano o czystość w więzieniu i na jego oddziałach, zwłaszcza w szpitalu więziennym, gdy przychodzili nowi więźniowie. Co ciekawe, w mokotowskim więzieniu, w dziale pracy, produkowano aparaty do dezynfekcji (potocznie nazywane „dezynfektory”), według pomysłu dr. Henryka Jankowskiego, naczelnego lekarza więzień. Więzienie mokotowskie ze względu na nowoczesność było odwiedzane przez delegacje z różnych zakątków świata. W 1925 r. zjawiła się delegacja dziennikarzy z Turcji, goście z francuskiego i duńskiego Czerwonego Krzyża, następnie Jekatierina Pieszkowa, pełnomocnik Biura Czerwonego Krzyża Związku Sowieckiego i Lucien Brunel, sekretarz Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Przedstawiciel duńskiego Czerwonego Krzyża pozostawił wpis w „Księdze Pamiątkowej” więzienia mokotowskiego: „(…) porządniejszego nie ma u nas w całej Danii i nigdzie też u nas nie spotka się lepszej karności więziennej”. A w 1928 r. więzienie odwiedził William Baxter, senator z USA zajmujący się kwestią więziennictwa w stanie Connecticut. W „Księdze Pamiątkowej” pozostawił wpis: „W ciągu 45 lat mojej pracy w dziedzinie więziennictwa nie dane mi było zwiedzać więzienia, które by można porównać z więzieniem warszawskim”. Natomiast w 1936 r. wizytę w więzieniu złożył amerykański profesor Malcolm McDermott, wykładowca Duke University School of Law, który współpracował z polskim karnistą Rafałem Lemkinem, twórcą pojęcia „ludobójstwa”. Dwa lata później, w grudniu 1938 r. więzienie zwiedzała niemiecka delegacja z Hansem Frankiem na czele, który w tym czasie pełnił obowiązki prezydenta Akademii Prawa Niemieckiego i ministra bez teki w rządzie Adolfa Hitlera.W 1938 r. w Polsce było już 330 więzień. Pośród nich główną wizytówką było więzienie w Mokotowie przy Rakowieckiej. Pomyślny rozwój polskiego więziennictwa zahamował wybuch II wojny światowej 1 września 1939 r.
Autor: dr Barbara Świtalska-Starzeńska.