Powstańcy już w pierwszych godzinach próbowali przejąć więzienie. Bezskutecznie. 2 sierpnia Niemcy rozpoczęli zabijanie więźniów. „Słyszałem strzały egzekucyjne oraz dobijające rannych, gdy ktoś się poruszył. W pewnej chwili, nie mogąc znieść ciężaru zwłok, postanowiłem wstać i skończyć życie, byłem pewny, że SS-mani zaraz po podniesieniu się zastrzelą mnie” – wspominał ocalały z masakry.
1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17.00 wybuchło Powstanie Warszawskie. W obszarze więzienia na Rakowieckiej walczyła 1. Kompania Szturmowa 4. Rejonu Obwodu Mokotów AK. Teren wokół więzienia był zajęty przez dobrze uzbrojone wojska niemieckie. Według relacji kierownika mokotowskiego zakładu karnego, Kirchnera, do więzienia weszło od 100 do 120 powstańców, do których strzelali żołnierze niemieccy.
Walki trwały do 2 sierpnia. Powstańcom nie udało się opanować więzienia. Wyższe władze niemieckie wydały ustny rozkaz przeprowadzenia egzekucji więźniów. Więzienie w zarząd przejęli żołnierze niemieccy. Polscy funkcjonariusze Straży Więziennej zostali rozbrojeni.
2 sierpnia około godziny 16.00 niemieccy żołnierze przystąpili do egzekucji więźniów. Kirchner w kotłowni niszczył dokumenty więzienne. SS-mani najpierw wyprowadzili sześćdziesięcioosobową grupę, głównie mężczyzn. Rozkazali im wykopanie dołów na dziedzińcu, po czym ich zamordowali.
Nad tymi samymi dołami zabili grupę więźniów z Izby Chorych. Niektórym chorym udało się uciec. Wspięli się po prześcieradłach na strych i tam doczekali nocy. Dzięki temu uniknęli losu pozostałych więźniów.
Proceder mordowania więźniów trwał niemal cały dzień. Niemcy wykorzystali teren więzienia także do zabijania mieszkańców Mokotowa. Antoni Porzygowski, który cudem uniknął śmierci w tej masakrze, tak opisywał Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich to, co go spotkało:
„SS-man kazał mi odwrócić się twarzą do dołu, strzelił i kopnął nogą. Kula przeszła mi za uchem (słyszałem świst) i upadłem twarzą na zwłoki. Leżałem bez ruchu, a po chwili już oprzytomniałem. Na mnie padały zwłoki. Słyszałem strzały egzekucyjne oraz dobijające rannych, gdy ktoś się poruszył. W pewnej chwili, nie mogąc znieść ciężaru zwłok, postanowiłem wstać i skończyć życie, byłem pewny, że SS-mani zaraz po podniesieniu się zastrzelą mnie. Spojrzałem do góry i zobaczyłem, że nikogo nade mną nie ma. Z trudem wydostałem się spod trupów, gubiąc portfel, i wyczołgałem się pod kotłownię, gdzie się zagrzebałem w miał”. Gdy wykopane przez więźniów doły były już przepełnione zwłokami zabitych, niemieccy żołnierze przechodzili z ofiarami na drugą stronę ulicy Rakowieckiej. Szacuje się, że podczas masakry 2 sierpnia 1944 r. zginęło około 600 więźniów. Do dziś nie wiadomo, jaki los spotkał polską służbę więzienną pracującą przy Rakowieckiej.
Więźniowie z oddziałów VI i VII stawili czoła Niemcom i stoczyli walkę o życie. Na oddziale VI ewakuowali się, wybijając dziury w ścianach do sąsiednich cel, rozbijali ławami drzwi wejściowe. Siennikami wyłożyli przejścia do niżej usytuowanych oddziałów i podpalili je. Płomienie i dym skutecznie odcięły drogę niemieckim żołnierzom, starającym się pochwycić więźniów.
Na oddziale VII SS-manów zaatakował młody więzień. Tak działania więźniów z celi 37 opisywał jeden z ocalałych z oddziału VI: „Kiedy trzech Niemców weszło do celi, jeden z młodych chłopaków stawił opór, a kiedy otrzymał postrzał i runął na asfalt celi, rozwścieczony Niemiec rzucił się na niego. Było to jakby hasłem dla więźniów. Porwali za kubki, miski, noże i co kto miał pod ręką i dalej na Niemców. Dwaj Niemcy uciekli na korytarz, a w międzyczasie jeden z więźniów wyrwał granaty zza pasa ubitego już Niemca i rzucił je na korytarz za uciekającymi”.
W czasie, kiedy więźniowie walczyli z Niemcami, zapadł wieczór. „Po murach i dachach wśród ulewnego deszczu w nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 r. uciekliśmy na Aleje Niepodległości. Teoretycznie więc ocalał cały oddział VI i IX oraz VII bez celi 36. Piszę teoretycznie, bo dużo zginęło jeszcze w czasie samej ucieczki lub też później w powstaniu” – zaznaczał ocalały więzień oddziału VI. Po dachu więzienia na Aleję Niepodległości – teren zajęty przez powstańców – udało się przedostać około 300 więźniom. Ucieczka nie byłaby możliwa, gdyby nie pomoc udzielona przez mieszkańców Mokotowa, którzy przynieśli drabiny.
Niemieckie wojska przejęły rejon Mokotowa z rąk powstańców 27 września 1944 r. Samo Powstanie Warszawskie, po 63 dniach walki, upadło 2 października 1944 r.
Do ekshumacji ciał więźniów mokotowskich przystąpiono w kwietniu 1945 r. Podjęli się tego Polski Czerwony Krzyż wraz z zarządem miejskim. Podczas prac ekshumacyjnych wydobyto około 700 ciał. Większość ekshumowanych osób miała na sobie ubiór więzienny. Wstępne oględziny ciał wykazały, że ofiary były zabijane na dwa sposoby. Jednym z nich był strzał w głowę, a drugim duszenie.
Niemiecki sąd w Kolonii w 1980 r. skazał byłych SS-manów Martina Patza i Karla Mislinga na karę więzienia za dokonanie morderstwa na więźniach w Mokotowie przy Rakowieckiej 37. Patz otrzymał karę 9 lat pozbawienia wolności, a Misling 4,5 roku.
Autor: dr Barbara Świtalska-Starzeńska.