W masowym mordzie na Rakowieckiej zginęło około 600 więźniów. Była to jedna z największych zbrodni niemieckich na Mokotowie w czasie tłumienia Powstania Warszawskiego.
Do tragicznych zdarzeń doszło w drugim dniu powstania – 2 sierpnia 1944 r. Od 1 sierpnia na Mokotowie trwały zacięte walki. Powstańcy stawiali sobie za cel zajęcie budynku SGGW przy Rakowieckiej 30, opanowanie kamienicy na rogu alei Niepodległości i Rakowieckiej, a także mokotowskiego więzienia przy Rakowieckiej 37 i kamienicy pod numerem 35. Więzienie chronione było przez żołnierzy SS. Z relacji niemieckiego inspektor więziennego wynika, że na teren mokotowskiego kompleksu więziennego weszło od 100 do 120 powstańców, udało im się wyłączyć centralę telefoniczną. Walki o więzienie trwały do godzin porannych 2 sierpnia. Powstańcy nie zdołali go jednak zdobyć.
2 sierpnia 1944 r. przed południem do niemieckich władz więzienia dociera rozkaz komendanta Warszawy generała-porucznika Reinera Stahela. Więźniowie mają zostać zlikwidowani. Masowych egzekucji Niemcy dokonywali na więziennym dziedzińcu. Wyprowadzali więźniów, nakazywali im kopanie dołów i nad tymi dołami ich rozstrzeliwali.
„Widziałem to z okien mojej celi na pierwszym piętrze od strony placów spacerowych – mówił w maju 1948 r. Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich Antoni Porzygowski, więzień, który cudem uniknął śmierci. „Widziałem, jak w czasie kopania dołu przez więźniów grupa ok. 12 SS-manów piła wódkę z pełnych butelek litrowych wyjmowanych ze skrzyni. Po wykopaniu dołów widziałem, jak SS-mani kazali stanąć twarzą do dołu grupie około 60 więźniów, którzy kopali i strzelali do nich z ręcznych karabinów maszynowych od tyłu. Słyszałem, jak SS-mani otwierali na pierwszym piętrze cele i zabierali więźniów, których następnie przyprowadzili do dołów grupami po kilkunastu i rozstrzeliwali od tyłu. Niektórym przed rozstrzelaniem kazali zdejmować buty i ubranie. Widziałem, jak w ten sposób rozstrzelano część więźniów, także z izby chorych” – opisywał tamte wydarzenia Porzygowski. Został ranny, ale leżąc w dole śmierci udawał martwego. Gdy Niemcy odeszli wydostał się i ukrył w kotłowni.
Opór Niemcom stawili więźniowie z oddziałów VI i VII. Ławami wybijali dziury w ścianach i drzwi do cel. Na korytarzu zbudowali barykadę, podpalali sienniki. Udało im się przejąć broń od niektórych Niemców, toczyli z nimi regularną bitwę.
Nocą około 200-300 więźniom udało się uciec po dachu więzienia na aleję Niepodległości – zajętą przez powstańców. Pomocy udzielili im mieszkańcy z Mokotowa podstawiając drabiny.
Szacuje się, że 2 sierpnia 1944 roku w masakrze zginęło 600 więźniów. Niemcy wykorzystali teren więzienia także do zabijania i chowania mokotowskiej ludności cywilnej. Liczbę ofiar cywilnych szacuje się na około stu. Ekshumacje na terenie więzienia mokotowskiego były prowadzone w 1945 r. Odnaleziono wówczas szczątki ok. 700 osób. Badacze wciąż jednak prowadzą prace na terenie dawnego mokotowskiego więzienia. W latach 2016-2022 odnaleziono i ekshumowano kości należące do ponad 30 osób.
Odpowiedzialni za masakrę więzienia mokotowskiego stanęli przed sądem. W 1978 r. w Kolonii rozpoczął się proces SS-Obersturmführera Martina Patza, zwanego „rzeźnikiem Mokotowa”. Oskarżono go o zbrodnie popełnione przez podlegających mu esesmanów – m.in. za mord na więźniach z Rakowieckiej. Patz został skazany na dziewięć lat więzienia.
Zdjęcie główne: Pomnik upamiętniający powstańców Mokotowa w parku gen. Gustawa Orlicz-Dreszera w Warszawie,
Fot. Wikimedia Commons/Adrian Grycuk